„U Skolimy pomówimy”

14 stycznia 2010 , Tagi: InTARnet.pl

„Najsławniejsza weranda wychodząca na plac Sobieskiego. Johan Breitseer – 1859, później Rausch, Delekta, Mieczysław Skolimowski, bardzo krótko Breitmayer, Fara – i od 1936 r. Józef Kudelski; ale po drodze maleńka cukierenka przy Kościuszki, odzyskanie kamienicy i obecnie Jan, Wojciech i Małgorzata Kudelscy. Tatrzańska”. W tej właśnie najstarszej tarnowskiej kawiarni swoją przystań znalazła miniona, niedzielna „Wędrówka śladami przeszłości”.

„Legendarne miejsce Tarnowa, zawsze przystań elit towarzyskich i umysłowych miasta, pobrzmiewająca przeróżnymi opowieściami i komentarzami. Kiedyś pan mecenas, aptekarz, radca, konsyliarz, dzisiaj prezes, manager, biznes partner komentują, opowiadają, plotkują… Nie ma już Węgra sprzedającego pieczone kasztany, zniknęły fiakry i tramwaje, lampy gazowe, kuliste akacje. Nie ma kinoteatru Apollo, umilkły dźwięki katarynki, tupot butów austriackiego wojska i bosych stóp tarnowskich lazaronów. Pozostał Tarnów zapisany przez Jana Bielatowicza, Romana Brandstraettera, Antoniego Sypka, Stanisława Potępę, Andrzeja Niedojadało, ale i Zbigniewa Mierosławskiego, Andrzeja Pacułę, Stefana Otwinowskiego, Wiesława Rohrenschafa, Marka Grechutę” – tak, nawiązując niejako do znakomitej książeczki opisującego Tarnów Jana Bielatowicza, o „Tatrzańskiej” napisała pani Krystyna Drozd, współinicjatorka organizowanych przez Centrum Informacji Turystycznej oraz stowarzyszenia: Tarnowska Artystyczna Konfraternia i „Zamek Tarnowskich”, a także restauracje: „Tatrzańska”, „Trzy Słońca” i „Podzamcze” – „Wędrówek śladami przeszłości”. Cykl spacerów po dawnym Tarnowie prowadzi w tym roku dr Krzysztof Moskal, wykładowca PWSZ w Tarnowie, autor wielu historycznych opracowań regionalnych, m.in. „In Castro Nostro Tarnoviensi”. Co ciekawe, „wędrówki” te przyciągają coraz więcej osób zainteresowanych przeszłością miasta, w którym się urodzili lub w którym żyją, historią kamienic, miejsc i ulic które przychodzi im przemierzać bądź mijać śpiesznie na co dzień… Tym razem spacer wiódł ulicami i placami: pl. Kazimierza Wielkiego, pl. Sobieskiego, ul. Batorego, Szopena, Staropolskiego, pl. Petofiego, pl. Kościuszki, Krakowską, do kościoła księży misjonarzy. Przystankiem minionej wędrówki tym razem była kawiarnia „Tatrzańska” – zaś „lektorami”, czytającymi wspomnienie Bielatowicza o tym klimatycznym miejscu – tarnowski radny Jakub Kwaśny (FMS) oraz dziennikarz portalu inTARnet.pl Mirosław Poświatowski. Towarzyszył im duet gitarowy Alicji Kawy i Tomasza Borucha.


A tak, o obecnej „Tatrzańskiej” pisał Jan Bielatowicz:

U Skolimy…
Najpoważniejsze firmy w Tarnowie nosiły szyldy z dużymi nazwiskami dawnych właścicieli, pod którymi lub nad którymi figurowały skromnie doczepione małe tabliczki z nazwiskami aktualnych posiadaczy. Więc Delekta, to naprawdę był Skolimowski, Władysław Rzymek – Wysocki, a jeszcze kiedyś Sparnapani, Adam Leszczyński to Adam Paluch, Pankiewicz „Pod Palmą” – Kuziora, Kamil Baum – Drejak itd. Skolimowski służył za przystań elicie umysłowej i towarzyskiej miasta. „U Skolimy pomówimy” – brzmiało przysłowie równie popularne jak „co głowa to z Tarnowa”. Pół czarnej, mazagran lub grenadyna u Skolimowskiego to był nektar i ambrozja tarnowskiego Olimpu. W ogóle Tarnów, oprócz tramwajów, wziął wiele innych wzorów z Wiednia, a przede wszystkim kawiarnie. Któż by mógł nie stracić głowy, wszedłszy w wonie czekolady, gałki muszkatołowej i wanilii i zasiadłszy do kawy wiedeńskiej ze śmietanką lub z kożuszkiem, jajek w szklance z rogalikami, kajzerkami lub solodrążkiem i obwarzankiem i mając przed oczyma piramidy kremówek, pianek, bez, ptysiów, tortowych rozpływających się w ustach, murzynków, makaroników, rurek, bab lukrowanych, strucli makowej, tortów dobosza i fedora, mazurków, babki piaskowej, parzonej i ponczowej, nugatów, serników i placków z owocami, pierników, pączków z cukrem i lukrem, i sznajderowskich – koniecznie z masą różaną, chrustu, szarlotek, florentynek, sękacza, cwibaku, biszkoptów, anyżówek, racuszków, strudla, makagig, kruchych polskich, kruchych słoneczek, gwiazdek, półksiężyców, podkówek orzechowych, kruchych babeczek śmietankowych, precelków z makiem, rolad, łamańców, amoniaczków, albertów, korż, kocich oczek, ciast francuskich i półfrancuskich, bucht, kołaczyków, watruszek, sucharków papieskich, mereng, badyjanek, magdalenek, tutek z kremem, figasów, herbatników, trufli czekoladowych, tartinek, rożków waniliowych, rurek mikado, marcepanów?

A do każdej kawusi kurierek w drewnianej ramce z imadłem, a po pół czarnej partyjka szachów, a ploteczki, a polityka, a właściwa rada miejska? Zasię Pan Skolimowski przechadzał się wolno i z namaszczeniem od stolika do stolika, szachistom kibicując, socjalistom socjalizując, endekom endecząc, ludowcom witosując, bebewuerowcom potakując, przed strzelcami stukając obcasami, na kelnerów pilne mając baczenie i niby niczym nie zajęty, na zezowatym oku miał wszystkich i wszystko. On to był miastu chodzącym herbarzem, kumą, swatem, rajcą, powiernikiem i rajfurem…

Tylko przez dwa dni w roku kawiarnia Skolimowskiego była zamknięta: w Boże Narodzenie i na Wielkanoc. Przez te dwa dni Skolimowski w gromadzie stałych bywalców. Przestawał od rana do wieczora przed spuszczonymi żaluzjami własnej kawiarni. Filuternie uśmiechnięty, z kapeluszem na bakier, ze złotym brelokiem w kamizelce i goździkiem w butonierce, zaczepnym zezem obrzucając wystrojone świątecznie gęsi i damulki.

Nektar i ambrozja, a raczej stolik na Skolimowskim Olimpie przysługiwał w udziale tylko bogom miejskim. Dla malarzy, którym nie wyszło, dla poetów, którzy połamali pióra, dla geszefciarzy i postępowej inteligencji była „Secesja” na pięterku, dla burżuazji żydowskiej Weiss, dla miłośników muzyczki i złotej młodzieży Avenue – tarnowianie wymawiali awenułe – stąd poszła na całe miasto „Ramona” i „Titina, Gdy zobaczysz ciotkę mą… ” Tu też po raz pierwszy oczy tarnowskie uderzył dziwaczny napis „five o’clock”, który rychło poszedł w obieg. Przezwisko „fajflok” stało się niebawem bardziej obraźliwe niż staromodny „sufragan”.


A przed nami kolejna, przedostatnia w tym roku, śladami przeszłości wędrówka, zatytułowana „Ulice Grabówki i Zawala: synagogi, koszary i młyny”. 26 sierpnia wyruszymy na spacer ulicami i placami: Lwowska, pl. Drzewny, Kołłątaja, Sienna, Starodąbrowska, Mickiewicza, Bóżnic, Waryńskiego, Nowa, Rynek. Podczas spaceru – omówienie dziejów tych dzielnic, najciekawszych ulic, placów i budowli oraz związanych z nimi ludzi (w tym tematyka żydowska). Po spacerze w Restauracji „Trzy Słońca”: spotkanie „śmiechu nigdy dość”.

INTARNET

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej