Tarnów i okolice Pod uśmiechniętym księżycem

12 stycznia 2010 , Tagi: Gazeta Wyborcza

W GALICYJSKIM TYGLU KULTUR zdarzają się najbardziej nieprawdopodobne spotkania – kasztelan Spicymir, architekt Padovano, hetman Tarnowski, generał Bem i polski Edison w jednym żyli mieście…

W herbie miasta połyskuje gwiazda nad uśmiechniętym księżycem w nowiu – to rodowy herb założyciela, XIV-wiecznego kasztelana krakowskiego Spicymira Leliwity. Gdy ten doradca króla Władysława Łokietka przemierzał z rycerską drużyną okolicę, urzekła go leżąca poniżej dolina Dunajca i Białej – zapragnął się tu osiedlić. W1327 r. kupił ziemię z małą osadą (założyli ją kilka wieków wcześniej Wiślanie) na Górze św. Marcina. Trzy lata później uzyskał prawa lokacyjne i zbudował miasto. Nazwano je Tarnowem, od porastającej wzgórza tarniny.

Wystarczy wspiąć się Górę św. Marcina (2 km od miasta, żaden wysiłek – łagodne wzniesienie ma 384 m n.p.m.), by zobaczyć okolice Tarnowa niemal z tego samego miejsca, z którego mógł spoglądać na nie Spicymir. Panorama jest zachwycająca, na horyzoncie widać nawet Beskidy i Gorce! Stoi tu XV-wieczny drewniany kościółek św. Marcina, jeden z wielu wspaniałych zabytków na małopolskim szlaku architektury drewnianej. Jednonawowy, nakryty gotyckim, wysokim dachem, ze smukłą wieżą. Legenda mówi, że przyniosły go fale Dunajca. Wyciągnięty na brzeg stanął na miejscu pogańskiej świątyni. W środku pachnie drewno. Na ścianach kolorowe polichromie i obrazy ze św. Marcinem. Jego wizerunek w stroju biskupim na złotym tle mamy też w ołtarzu.

Schodzimy trochę niżej, do ruin zamku Tarnowskich. Zajmują ponad 2000 m kw. – musiała to być potężna warownia. W XIV w. zaczął ją wznosić Spicymir. Prawdziwą świetność zamek przeżywał wXV/XVI w., za czasów hetmana koronnego i kasztelana krakowskiego Jana Amora Tarnowskiego, który przebudował go w stylu renesansowym. W zamku gościli wówczas m.in. Zygmunt Stary i królowa Bona, Jan Kochanowski i Andrzej Frycz Modrzewski. Krąży o nim wiele opowieści. Jedna mówi, że podziemny tunel łączył go z klasztorem Bernardynów w centrum miasta. Lochy mają kryć wielkie skarby, ale jak dotąd nie znaleziono prowadzącego do nich (zamurowanego) przejścia. Może więc nadal tam spoczywają, a może – jak powiadają ludzie – pewnej księżycowej nocy porwały je diabły.

Z ruin zamku jak na dłoni widać panoramę miasta. Współczesny Tarnów liczy 116 tys. mieszkańców.

Wszystkie drogi prowadzą na Rynek. Ile razy tu wracam, ulegam złudzeniu, że w jednej chwili przeniosłam się pod włoskie niebo. Nic dziwnego, Tarnów to prawdziwa perła renesansu. Rynek otaczają XVI-wieczne kamieniczki w pastelowych kolorach. W kawiarnianych ogródkach pod arkadami dzień i noc kwitnie życie towarzyskie. Imponujący ratusz wygląda tak, jakby przeniesiono go wprost z Italii. Renesansowy kształt nadał mu zresztą wybitny architekt z Padwy Jan Maria Mosca, zwany Padovano (1493-1574), sprowadzony przez Jana Tarnowskiego. Z attyk na szczycie śmieje się do przechodniów 14 maszkaronów (niektórzy utrzymują, że to portrety radców miejskich). Ratuszową wieżę wieńczy litewska Pogoń – herb książąt Sanguszków, którzy w XVIII w. zostali dziedzicami Tarnowa.

Od północy widać wieżę neogotyckiej katedry Narodzenia Najświętszej Marii Panny. Pamięta wiek XIV i kryje wspaniałe zabytki. Przede wszystkim monumentalny pomnik hetmana wielkiego koronnego Jana Tarnowskiego i jego syna Jana Krzysztofa. Dwukondygnacyjny, z jasnego piaskowca, z wykutymi w czerwonym marmurze postaciami Tarnowskich, jakby pogrążonymi we śnie. Po bokach białe alegoryczne figury, Sprawiedliwość i Roztropność, chwalą ich cnoty. To jeden z najpiękniejszych i najwyższych – blisko 14 m! – renesansowych pomników nagrobnych w Europie. Hetman Jan Tarnowski (1488-1561), wybitny polityk, był prawdziwym człowiekiem renesansu, korespondował m.in. z Erazmem z Rotterdamu. Naprzeciwko stoi o metr niższy barokowo-ekspresyjny pomnik księcia Janusza Ostrogskiego, wnuka hetmana Tarnowskiego, z czarnego i czerwonego marmuru inkrustowanego żółtym alabastrem. To XVII-wieczne dzieło architekta Willema van den Blocke i rzeźbiarza Jana Pfistera z Wrocławia. Książę i jego pierwsza żona Zuzanna Sereda klęczą przed Ukrzyżowanym. Rzeźbione piszczele i czaszki napominają: memento mori. Obok mamy skromny gotycko-renesansowy nagrobek matki hetmana Barbary z Rożnowa. Arcydzieło nieznanego twórcy z 1524 r. nawiązuje do przedstawień Matki Boskiej Bolesnej. A w prawej nawie stoi słynąca cudami barokowa Pieta.

Z katedry przenosimy się do Muzeum Diecezjalnego (wstęp wolny) w XVI-wiecznych kamieniczkach po sąsiedzku. Jedna z nich to tzw. Dom Mikołajowski przylegający do Akademioli, dawnej tarnowskiej filii Uniwersytetu Krakowskiego. W progu czeka na nas ks. Tadeusz Bukowski, dyrektor tego najstarszego muzeum diecezjalnego w Polsce (powstało w 1888 r.). Z pasją rozprawia o tajemnicach mistyki gotyckiej, pokazując XIII-wieczną głowę św. Jana Chrzciciela na misie i XV-wieczny tryptyk „Opłakiwanie Chrystusa”, jeden z pierwszych przykładów małopolskiego malarstwa tablicowego. Podziwiamy galerię pięknych rzeźbionych Madonn i średniowiecznych ołtarzy, bogato haftowane ornaty mieniące się niczym szlachetne kruszce i ciekawą kolekcję sztuki ludowej. Pochodzące ze wszystkich kontynentów obrazy malowane na szkle są darem Norberta Lipoczy, tarnowianina węgierskiego pochodzenia. A świątki przyjechały z Paszyna koło Nowego Sącza – wsi, w której niemal wszyscy mieszkańcy rzeźbią…

Cały artykuł dostępny on line na stronach Gazety Wyborczej: gazetawyborcza.newspaperdirect.com
TEKST: MONIKA KUC

Gazeta Wyborcza , dodatek TURYSTYKA

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej