Rabacja – niezwykły pamiętnik

Rabacja to jedno z najbardziej tragicznych zdarzeń na naszej ziemi, zginęło wówczas około 1100 osób. Teraz można poznać niepublikowane dotąd wspomnienia 17 letniej dziewczyny, świadka tych ponurych dni. Rabacja zwana „Rzezią Galicyjską”, rozpoczęła się w lutym 1846 roku i pochłonęła około 1100 ofiar, głównie ziemian. W chwili, gdy szlachta galicyjska przygotowywała kolejne powstanie przeciw austriackiemu zaborcy, starosta tarnowski Joseph Breinl poprzez swych agentów podpuścił chłopów przeciw szlachcie i dworskim oficjalistom. Na czele tej ruchawki stanął chłop ze wsi Smarzowa koło Pilzna – Jakub Szela. Tłuszcza chłopska rzuciła się na dwory i mordowała ich właścicieli. Rannych i pomordowanych zwożono na plac przed Starostwo w Tarnowie (dzisiejszy Plac Sobieskiego) domagając się obiecanej przez Austriaków nagrody.

Pamiętnik

Marianna Pikuzińska miała siedemnaście lat, gdy rozegrały się tragiczne zdarzenia Rzezi Galicyjskiej. Zawsze spokojny Dwór w Dołędze w ciągu jednego dnia stał się miejscem potwornych zdarzeń, kiedy tłum chłopów zaczął go oblegać i szturmować. Pobito służbę dworską i dwór został splądrowany. Dziewczyna opisała w swych pamiętnikach tę tragedię. Dopiero po 160 latach ukazały się jej wspomnienia w formie książki opracowanej przez Kazimierza Bańburskiego i Władysława Koniecznego. Jedną z ofiar rabacji był Teofil – brat autorki przy czym jego losy rodzinie nie były znane.
Książka „Rabacja na Powiślu – Dziennik Marianny Pikuzińskiej i relacje chłopskie o krwawych wydarzeniach 1846 roku” ma tę zaletę, że pokazuje zdarzenia tego okresu jakby z dwóch stron. Jedno to przeżycia młodej szlachcianki, a drugie, to zeznania chłopów uczestniczących w napadach na dwory, spisane przez urzędników austriackiej administracji. To właśnie w jednym z zeznań chłop mówi, że widział ciało Teofila razem z pięcioma innymi zwłokami. Tym samym potwierdza się proroczy sen dotyczący śmierci Teofila. Książkę z dziennikiem Marianny Pikuzińskiej wydało w lutym 2006 roku Muzeum Okręgowe w Tarnowie. Pamiętnik Marianny Pikuzińskiej posłużył także artystom Tarnowskiego Teatru za scenariusz dla przejmującej inscenizacji. Jej premiera odbyła się w niedzielę 26 lutego w oryginalnych wnętrzach dworu w Dołędze.

 

 

Fragmenty pamiętnika Marianny Pikuzińskiej

Przyjechałyśmy z mamą dzisiaj z Krakowa. Okropna była droga! Na Podgórzu nie chcieli nas puścić, ale cwancygiery wetknięte temu i owemu pomogły. Zadymka i wiatr taki straszny, że konie iść nie chciały, skręcały się ciągle i o mało nas nie wywróciły. W Gdowie kazała mama zajechać do karczmy – a, że wiatr nie ustawał musiałyśmy zanocować. Strach nas ogarniał, wiatr gwizdał i wył, śnieg w okna bił. Mimo to zagrzawszy się herbatą zasnęłam. Po północy, może koło 2-giej budzi mnie mama, że okropny sen miała. Ledwie usnęła widzi sześciu zabitych młodych ludzi, między nimi Teofila, który odzywa się: „Mamo, ja już nie żyję”. Zerwałam się, serce mi biło okropnie, o spaniu już ani myśli. Modliłyśmy się i nie mogły doczekć do rana. Ledwie troszkę zaświtało, kazała mama zaprzęgać – pojechałyśmy. Teofila nie ma, musiał uciekać z domu, Chłopi go skarżyli, że namawia do buntu. Wczoraj w nocy mieli uderzyć na Tarnów. Noc taka była straszna, nic nie wiemy co się stało. Anusia z p. Burzyńską pojechały do Konar dowiadywać się. O Boże, Boże! Biedny Teofil, nie miał ze swoich nikogo – zdradził go syn ogrodnika, którego ojciec służył jeszcze u babki i rósł z mamą, któremu Teofil tyle zrobił dobrego. Co za człowiek! Jak to boli.

20 lutego [18]46
Jeszcze nie wiemy. W Konarach nic się nie dowiedziały. Chłopi trzymają wartę po gościńcach, nie puszczają nikogo, zamiast pomagać, przeszkadzają. Co się będzie działo! Boże, zlituj się!

25 lutego [18]46
Skończyło się – pamiętam słowa Pana naszego – i my je możemy powtórzyć, bo jeśli godzi się porównać – powtarzamy Jego męki. Wściekłe hordy z cepami, widłami, napadają bezbronnych, biją mordują, odwożą do cyrkułów, a tam im płacą. O! przeklęci, na wieki przeklęci w których głowach rozwinął się ten pomysł. Ale nie – to nie podobna, aby człowiek, chrześcijanin, mógł coś podobnego wymyślić, samo piekło musiało im [to] poddać. Tak obłąkać ciemne umysły tylu ludzi, porobić ich zbójami, mordercami swoich braci, swojej Ojczyzny – to okropne. Jak oni są ciemni, jak poprzewracane mają w głowach, że to ich panowie mieli zabijać. O Boże, za co nas tak karzesz? Na nas, przed paru dniami, napadła zaborowska gromada. Anusia już była u nas, przeniosła się z dziećmi, żeby nam śmielej było. Koło północy pierwsza usłyszała brzęk szyb w swoim domu i zaraz okropny hałas na dziedzińcu. Wyskoczyłyśmy wszystkie z łóżek, ledwie narzuci[wszy] cokolwiek na siebie, już nasze okna się trzęsą i rozlegają głosy: „Otwieraj, otwieraj!” Ledwie mama zaświeciła świecę, już drzwi siłą wyparte otworzyły się i jak wzburzona fala, gdy zrobi przerwę, cała masa ludu wpada do pokoju i wywijając pałkami, cepami, kosami, woła: „Gdzie broń?, gdzie Polacy? Będziemy rewidować”. Jak szaleni latają po pokojach, jeden drugiego popycha, bo ledwie pomieścić się mogą. Każdy woła o świecę. Otwierają szafy, komody, wyrywają widłami posadzkę i zabierają wszystko, co który może. A my struchlałe tulimy się do siebie; dzieci pobudzone płaczą. Rano przyprowadzili tutejszego stolarza, lokaja i kucharza, naszych wsiowych – tylko poprzebieranych w surduty, powiązanych, i furmana Teofila – Purchlę, który jeździł z nim zawsze i zaczęli ich bić. Wysunęłam się naprzód prosząc i całować po rękach chciałam, żeby nie bili – a jeden zamierzył się na mnie kosą, mówiąc: „Pójdziesz rebeliantko, bo ci głowę utnę”. Byłby to pewnie zrobił – i byłabym już nie cierpiała, ale biedna moja mama schwyciła mnie za rękę i nie puściła z pokoju. Ledwie serce mi nie pękło, słyszącą rozhukaną tłuszczę jak dawała rozkazy naszej gromadzie, która zebrała się także na dziedzińcu, żeby tak dalej szli rabować, bić i odwozić Polaków do cyrkułu, bo im tam zapłacą za głowę. W sobotę, niedzielę i poniedziałek, byłyśmy zupełnie na śmierć przygotowane. Co chwila przychodził któryś z naszych ludzi ostrzegać. Przecie oni lepsi jak inni. Kilku tylko poszło na rabunek do Strzelec. Ostrzegali nas, że zaborowianie będąc w Tarnowie, widzieli pozabijane kobiety – dowiedzieli się, że wolno zabrać wszystko. A nam zostawili krowy, konie i co było w spichrzu i zbierają się jeszcze raz przyjść, zabrać resztę, a nas zabić. Uciekać nie podobna, bo na drogach zabijają. Zresztą nie ma z czem, bo wszystkie pieniądze i rzeczy zabrali. Dzieci małe, tu chociaż mleko mają. Piastunki pouciekały, bojąc się, że je zabiją. Ledwie uprosiłyśmy mamkę malutkiej Mani, że na noc została. Budząc się rano rozglądałam się naprzód, czy na tym świecie jeszcze jestem. Śpię tak mocno, że mogliby mnie śpiącą zabić.

1 marca [18]46
Ostatki. Okropne przedstawienie odbyło się w kościele. Nabożeństwo z wystawieniem Najświętszego Sakramentu, mnóstwo ludzi. Nagle wszczyna się hałas krzyk, chłopi czapki na głowy i uciekają wszystkimi drzwiami, po konfesjonałach do okien się wspinają i uciekają, baby za nimi. Słychać tylko głosy: „Walą się, walą”. Myśmy w ławkach struchlały, myśląc, że kościół się pali, albo Kozacy, czy Tatary już go obstąpiły – a to weszło do kościoła dwóch surdutowych – może Niemców z Radłowa, a ktoś podszepnął, że Polacy idą i takiego popłochu narobili. Na złodziejach czapka gore. Ale jakże to bolesne. Wendorfowa, której męża zbili bardzo, zrabowali także, a jego zawieźli do Bochni, dostała pomieszania zmysłów. Chce pomagać księdzu kończyć nabożeństwo. Spiewa Dominus. Straszne rzeczy się dzieją – a o Teofilu nic nie wiemy, żadnej komunikacji z okolicą. Nigdzie nie puszczają.

Marzec [18]46
Nigdzie nic dobrego. Same wiadomości jedne okropniejsze od drugich. Wszędzie tak mordowali. Krew strumieniami płynęła przed cyrkułem w Bochni, w Tarnowie. Trupów obdartych bez trumien, bez pogrzebów wciskali do dołów. Może i Teofil był między nimi!
Ale mówią znów, że go widzieli przebranego za chłopa, że uciekł za Wisłę – inni, że widzieli przywiezionego do Tarnowa zabitego, że go zamknęli, inni go widzieli w Bochni, ale nie można dotrzeć, widzieć tego, kto go widział. Serce drży na tą myśl – wyobrażając sobie jak go bili, a może zabili. Biedna Anusia – rozpacza, czasem znów się pociesza, że może uciekł, może zamknięty.
Co za męczarnie nic nie wiedzieć, co się gdzie dzieje dalej? Co w Krakowie, w Królestwie? Żadnych gazet, żadnej komunikacji. Wczoraj słychać było strzały armatnie. Za każdem uderzeniem, wszystkie nerwy drżały. Może to nasi padają, a może odebrali armaty i biją nieprzyjaciół. Może jaka pociecha zabłyśnie. O Boże! Zlituj się.

26 marca [18]46
Jakże trudno oswoić się z nieszczęściem, zdaje się, że to wszystko nie może być prawdą, że to sen trapiący. Czy mógł zginąć Teofil pod cepami? Taki młody, silny, taką okropną śmiercią! Jeżeli musiał zginąć, czemu nie na polu bitwy, od kuli nieprzyjacielskiej – ale od własnych braci dla których o wolność i swobodę poświęcił się. Tylu ludzi z takim zapałem tak marnie poginęli, w samym kwiecie wieku. Może i on także zginął! O Boże, jakżeś nas ukarał. A może Pan Bóg nas doświadcza żebyśmy w przyszłości umieli cenić wolność i byli jej godnymi. Tylko cierpliwości! Żebym mogła przejąć na siebie cierpienia drogich mi osób. Mamy, Anusi. O biednej, biednej Anusi. Ona go kochała. Nie ma dość wielkiej ofiary, której bym z ochotą nie zrobiła, żeby jej przynieść ulgę. Dałbym się zamknąć na całe życie, żeby on wrócił do niej do tych biednych dzieci. Ale to próżne nie ziszczone chęci moje, jak go zabili, już nikt nie wskrzesi.

 

 

Pomnik ofiar rabacji na Starym Cmentarzu w Tarnowie

Pomnik ofiar Rabacji 1846 r. czyli antyfeudalnego powstania chłopów galicyjskich oraz tak zwanej „rzezi galicyjskiej” na Starym Cmentarzu (w sąsiedztwie pomnika powstańców 1863 r.) Wykonany i odsłonięty w 1999 r. ma postać fragmentu wybrzuszającego się bruku z kostki granitowej i marmurowej. Na pomniku jest napis: „I rzekł, cóżeś to uczynił. Glos krwi brata twego woła ku mnie z ziemi” oraz lista 53 nazwisk osób, które zginęły podczas tych wydarzeń

 

 

Tekst i zdjęcia ze strony: www.tarnow.pl