14 czerwca 1940 roku z Tarnowa wyruszył pierwszy transport więźniów do KL Auschwitz. W przeddzień owego najsłynniejszego transportu „oświęcimskiego”, wywołano z cel więźniów z przygotowanej listy. Według A. Pietrzykowej, w godzinach popołudniowych 13 czerwca, więźniów z tarnowskiego więzienia w samochodach ciężarowych przewieziono do budynku łaźni (b. żydowskiej), w celu dezynfekcji i kąpieli. Trwało to całą noc, gdyż dopiero o świcie następnego dnia pod eskortą policji przeprowadzono więźniów wyludnionymi o tej porze ulicami miasta. „Ponury ten pochód więźniów przesunął się z placu Pod Dębem, ulicą Wałową, Krakowską na rampę kolejową, gdzie w pośpiechu wtłoczono ich do uprzednio przygotowanych wagonów”. Jeden z uczestników tego transportu Jerzy Bielecki, wspominał (cyt. za A. Pietrzykowa)
Dzień wyjazdu z Tarnowa do obozu był słoneczny, upalny. Szliśmy czwórkami pod eskortą SS-manów w kierunku torów. Tarnowianie mieli zakaz wychodzenia z domów. Nie wiedzieliśmy, gdzie jedziemy – wspomina Eugeniusz Niedojadło – tarnowianin:
„Pochód wił się wśród ulic jak długi wąż – robił przy tym nieodparte wrażenie gnanego do rzeźni stada (nawiasem mówiąc na dwu zachowanych fotografiach więźniowie nie robią takiego wrażenia, przyp. Stanisław Potępy). Krzyki żandarmów przycichły, lecz nie ustały. Szliśmy poważni i przygnębieni. Byli wśród Nas miejscowi tarnowianie – im chyba było najtrudniej. Choć trasa naszego marszu wciąż była pusta… mimo to gdzieniegdzie w oknach dało się dostrzec ukryte za firankami twarze. Spłoszone znikały szybko, aby za chwilę znów się ukazać. To oszołomione terrorem miasto w dwójnasób przeżywało wyjazd tak ogromnego transportu… W pewnym momencie, rzucona niewidzialną ręką, wiązanka czerwonych kwiatów, zdeptana wściekle butem idącego żandarma. Tak żegnał swoich więźniów poczciwy Tarnów: cicho… tajemnie… serdecznie”.
Istnieje jednak pewna do końca nie rozstrzygnięta zagadka. Z tarnowskiego więzienia wyszło 753 osoby, ale do KL Auschwitz dotarło 728 osób. A. Pietrzykowej tylko w części udało się ją rozwikłać: „W ewidencji więziennej zaś pod datą 13.VI 1840 roku został odnotowany transport jako „transport Auschwitz 753 osoby G (Gestapo)”. Do KL Auschwitz jednak przybyło 728 więźniów, a nazwiska ich zastąpili SS-mani numerami od 31 do 758, bowiem numery od 1 do 30 otrzymali sprowadzeni tam wcześniej niemieccy kryminaliści z obozu koncentracyjnego Sachsenhausen, którzy stanowili pierwszą kadrę więźniów funkcyjnych nazywanych „kapo”. Numer obozowy 31, otwierający rejestr więźniów politycznych KL Auschwitz otrzymał Stanisław Ryniak przywieziony do Tarnowa 7 maja wraz z osiemnastoma więźniami z Jarosławia, a numerem 758, zamykającym pierwszy transport, oznaczono Ignacego Płachtę z Łodzi, którego Gestapo aresztowało w Zagórzu 1 lutego 1940 roku pod zarzutem próby ucieczki na Węgry i osadziło w więzieniu w Sanoku, a następnie w Jarosławiu, gdzie przebywał do 9 maja.
Spośród 25 więźniów, brakujących do liczby 753 wyprowadzonych 13 czerwca z tarnowskiego więzienia do łaźni, jedynie o jednym wiadomo na pewno, że został zwolniony na rampie kolejowej, tuż przed załadowaniem do pociągu. Natomiast losu pozostałych 24 nie udało się ustalić, chociaż relacje byłych więźniów: J. Stojakowskiego, E. Geisslera i W. Piłata, jakoby grupa więźniów ze Stalowej Woli przywieziona w pierwszym transporcie do KL Auschwitz została jeszcze w tym samym dniu odstawiona do Tarnowa, zdaje się potwierdzać widniejący w dziennej księdze więźniów pod datą 15.VI. 1940 roku zapis: „transport St. Wola 24 osoby.” Pozostaje tylko pytanie, dlaczego wycofano tę grupę, o ile to o tych ludzi chodzi.
„Przybyłych do KL Auschwitz pierwszych więźniów – jak pisze w swoich wspomnieniach Eugeniusz Niedojadło, więzień KL Auschwitz nr 213 – komendant obozu Fritsch przywitał słowami: „Zdrowi i młodzi mają tu prawo żyć nie dłużej niż trzy miesiące … Wyjście stąd prowadzi tylko przez komin…” Mimo tak jawnie przedstawionego wyroku co do przyszłości przybyłych tarnowskim transportem więźniów, nie załamali się oni, wykazując do końca krótkich zresztą, czy dłuższych dni swego życia, postawę godną prawdziwego człowieka. Przeżyło około dwustu z Pierwszego Transportu. Plac przed łaźnią w Tarnowie nosi dziś nazwę Więźniów KL Auschwitz. W 1975 roku stanął na nim pomnik upamiętniający to tragiczne wydarzenie, projektu tarnowskiego architekta Otto Schiera. Tarnowianin Eugeniusz Niedojadło spędził w KL Auschwitz-Birkenau niemal pięć lat. Dostał się do niemieckiego obozu zagłady wraz z pierwszym transportem więźniów politycznych. Wcześniej był aresztowany i przebywał w tarnowskim więzieniu od maja 1940.
Pan Eugeniusz Niedojadło poznał w obozie ojca Maksymiliana Kolbe. – Poszedłem do niego w dniu dla mnie tragicznym, kiedy za ucieczkę zabitych zostało 12 więźniów, w tym kilku moich przyjaciół. Usłyszałem wówczas od niego jedno ważne zdanie „Człowieku, nie wolno nienawidzić”.
Jak podkreśla Eugeniusz Niedojadło tarnowianie, którzy przybyli pierwszym transportem do obozu trzymali się razem. Wspólnie z rzeszowiakami tworzyli silną grupę, dzielili się żywnością, załatwiali lekarstwa. On i koledzy sprzątali w pokojach żołnierzy niemieckich. W obozie byli w ruchu, organizowali ucieczki, kontakty z rodzinami. Jego zdaniem tylko dzięki cudowi i solidarności ludzkiej ocalał.
Ucieczka z marszu śmierci (tekst z Dziennika Polskiego).
Pod koniec 1944 roku, w obliczu zbliżającej się do KL Auschwitz ofensywy Armii Czerwonej, władze obozowe przystąpiły do zacierania śladów swych zbrodni. Niszczono dokumenty, niektóre obiekty rozebrano, inne spalono lub wysadzono w powietrze. W połowie stycznia 1945 roku wydano rozkaz ostatecznej ewakuacji i likwidacji obozu.
Od 17 do 21 stycznia 1945 roku wyprowadzono z KL Auschwitz i jego podobozów około 56 tysięcy więźniów i więźniarek w pieszych kolumnach ewakuacyjnych, konwojowanych przez silnie uzbrojonych esesmanów. Wielu więźniów straciło życie podczas tej tragicznej ewakuacji, nazywanej marszem śmierci. Kolumny szły wtedy, przy kilkunastostopniowym mrozie, w kierunku Gliwic. Wędrówka nazywała się marszem śmierci, gdyż więźniowie byli krańcowo wycieńczeni. Ci, którzy nie byli w stanie dalej maszerować, byli rozstrzeliwani.
Więźniowie zbliżali się właśnie do Żor, gdy tarnowianin postanowił spróbować ucieczki. Było to 18 stycznia, na kilka dni przed wyzwoleniem KL Auschwitz przez Armię Czerwoną. Kolumna więźniów dotarła właśnie do lasów w okolicach Knurowa. Był wieczór. W tym czasie drogę przemierzali także cywilni uciekinierzy niemieccy, którzy uciekali przed zbliżającym się frontem. Eugeniusz Niedojadło poprosił konwojenta, aby mógł się na chwilę oddalić w celu załatwienia potrzeby osobistej i … wykorzystał chwilowe zamieszanie.
W ciągu paru sekund oddalił się w przebraniu kobiety wiejskiej. Zmieszał się z kolumną cywilów niemieckich, z jednym kocem na głowie jako chustą a drugim opasanym w formie spódnicy. – Znałem już wtedy dobrze język niemiecki, więc sobie mogłem pozwolić na taką formę ucieczki – wspomina Eugeniusz Niedojadło. Następnie na terenach niemieckich ukrywał się samotnie. Próbował schronienia u polskiej rodziny, która poradziła mu, aby schronił się w okolicznym stogu siana. Tu przynosili mu jedzenie. Tarnowianin ukrywał się zresztą w stogu wraz z kolegą obozowym, którego napotkał w czasie ucieczki. W sianie przesiedzieli w ten sposób w styczniu prawie równy tydzień. – Otuleni, we dwójkę w tym stogu siana przesiedzieliśmy w sumie sześć dni – wspomina dziś tarnowski „oświęcimiak”. – W końcu usłyszeliśmy odgłosy strzelania i wtedy było już wiadomo, że Rosjanie są na miejscu. Gdy wyszliśmy z naszej kryjówki, Rosjanie zażądali od nas dokumentów. Wtedy pokazałem swój numer obozowy, który miałem na ręce. To były moje dokumenty…
Eugeniusz Niedojadło spisywał skrupulatnie swoje wspomnienia „oświęcimskie”. Zebrało się tego w sumie około 160 stron maszynopisu. Obecnie były „oświęcimiak” ma już gotową publikację książkową o tamtych trudnych latach w jego życiu, która ukaże się najprawdopodobniej w kolejną rocznicę wyruszenia z Tarnowa pierwszego transportu.
źródło: Tarnów. Wielki Przewodnik – Zawale, pod redakcją Stanisława Potępy
Tekst i zdjęcia ze strony: www.tarnow.pl