Kierowca Papieża

Był dla mnie jak ojciec – wystarczyło, że na mnie popatrzył, uśmiechnął się i powiedział po imieniu, a rozumieliśmy się bez słów – tak wspomina kardynała Karola Wojtyłę – jego kierowca Józef Mucha, mieszkaniec Wierzchosławic. Pan Józef prawie codziennie przez 16 lat podróżował z przyszłym papieżem.

Kiedy zaczynał jazdę z kardynałem, zapytał go jak ma prowadzić. – Dobrze, szybko i żebyśmy cali wrócili. Te słowa wziąłem sobie do serca – mówi pan Józef. – Gdy wsiadał zawsze rękę podał i nie chciał, żeby go całować w pierścień. Jestem tylko o trzy lata starszy od pana, tak mi tłumaczył.

 

Samochodowe lektury

Biskup bardzo lubił czytać w aucie. Samochód ruszał, a on po krótkiej rozmowie brał się za lekturę. Obok swojego siedzenia miał małą lampkę, dlatego mógł bez przeszkód czytać wieczorem i w nocy. Pan Józef zrobił dodatkowy pulpit, aby mógł na czym położyć książkę. A tych kardynał brał do pojazdu bardzo dużo. Dwie lub trzy teczki. Raz pan Mucha specjalnie zapomniał o lampce. – Chciałem, żeby sobie w końcu odpoczął. Od razu zauważy jej brak i zdecydował, że trzeba wracać po lampkę do kurii. Tłumaczył, że zmarnuje trzy godziny. No to zawróciłem..

 

Kajak kardynała

Latem pan Józef Mucha woził kardynała Wojtyłę na kajaki.

 – Wszystko już gotowe do powrotu z wakacji, a tu Kardynał mówi mi, że jeszcze raz przepłynie. Nie minęła minuta i już go nie widać, tak szybko pomknął kajakiem. Ale fajnie, ale jestem wypoczęty panie Józefie – słysząc takie słowa cieszyłem się mimo, że trochę musiałem na niego czekać. Często przyszły Ojciec Święty odpoczywał w Lasku Wolskim, tam chodząc alejkami wśród drzew modlił się. Zdarzało się, że spacery przedłużały się do późnego wieczora – No, wracajmy do domu przed 23.00 jak porządni ludzie – mówił wtedy Karol Wojtyła. W bagażniku czarnej Wołgi pan Józef zawsze miał płaszcz przeciwdeszczowy i kalosze dla… kardynała. Przydawały się one zwłaszcza w Kalwarii Zebrzydowskiej, gdzie przyszły papież godzinami przemierzał błotniste dróżki.

 

„Opiekunowie”

 

Przez lata za samochodem krakowskiej kurii „jeździło towarzystwo”. Oficerowie służby bezpieczeństwa czekali zazwyczaj koło kiosku na ul. Franciszkańskiej i kiedy wiedzieli, że szykowała się dłuższa podróż rozpoczynali śledzenie. – Jechaliśmy do Warszawy i w lusterku zobaczyłem „opiekunów”. Wtedy kardynał pomachał do nich ręką i pobłogosławił, a ci jakby zmieszani zatrzymali się. Niedługo potem pojawił się jednak inny wóz SB – opowiada pan Józef. Zdarzało się, że musiał gubić ogon. Nie było to łatwe zadanie. Jak się udało w Krakowie, to zmieniali samochód, albo od innego miasta jechali na zmienionych numerach. Sceny jak z filmu sensacyjnego rozegrały się podczas wyjazdu kardynała na urlop w Bieszczady. – Najpierw zgubiłem jeden wóz koło hotelu Cracovia, ale ci nie dali za wygraną i znowu złapali nas w Krośnie. To ja się zabawię – powiedziałem do kardynała i wcisnąłem gaz do dechy. Na remontowanym moście wjechałem pod prąd, tamci musieli wyhamować, ja to wykorzystałem i w bocznej uliczce schowałem się.

 

Pożegnanie

Ostatnie spotkanie jeszcze z kardynałem Wojtyłą pan Józef pamięta doskonałe. – Byliśmy na warszawskim lotnisku, samolot leciał do Rzymu. Uścisnął mnie mocno, ja życzyłem mu, żeby wrócił szczęśliwie. – No, nie wiadomo jak to będzie – powiedział przyszły papież do swojego kierowcy.

– Gdy dowiedziałem się, że został wybrany na następcę św. Piotra bardzo się cieszyłem. Ale z drugiej strony byłem smutny, bo wiedziałem, że straciłem bardzo bliską mi osobą – wyjaśnia pan Józef. Niedługo potem z Watykanu dostał zaproszenie na inauguracje pontyfikatu. Był wzruszony, gdy papież dawał mu komunię św. – On chyba też był wzruszony, bo tak popatrzył na mnie. Pewnie przez myśl przeszły mu te tysiące kilometrów, które razem przejechaliśmy. Ostatnio Józef Mucha był w Rzymie pięć lata temu z pielgrzymką rolników z Wierzchosławic. Usłyszał, że ktoś obok niego mówi: „Papież pana woła!”. Ledwo wyszedł po schodach, bo tak nogi mu się uginały. – Przytulił mnie, pocałował i zapytał jak się czuje mój syn Adam, który przed laty ciężko chorował. Powiedziałem, że wszystko dobrze. Jaki ja byłem szczęśliwy. Płakałem ze szczęścia po tym spotkaniu. Pan Józef często wraca we wspomnieniach do podróży z kardynałem Wojtyłą. To były wspaniałe chwile, nie zapomnę ich do końca życia.

Józef Mucha zmarł 8 lutego 2012 roku w Wierzchosławicach w wieku 89 lat.

 Tekst i zdjęcia ze strony: www.tarnow.pl