Relacja Jana Stylińskiego

 Po kryzysie przysięgowym w Legionach zostałem na włoskim froncie w 20 austr. p.p. pod San Dona di Piave ciężko rannym i przez szpitale dostałem się do kadry pułku w Tarnowie późną wiosną. Ponieważ nie przechodziłem normalnego poboru austriackiego, będąc w Legionach, nakazano mi tę formalność załatwić. Niespodziewanie, austriacka komisja, złożona jednak z samych Polaków, uznała mnie za nie nadającego się zupełnie do służby wojskowej. Ależ „uferma”! Wobec czego stałem się nagle zupełnym cywilem. Miałem kłopot w ubraniu się w cywila, gdyż przecież wprost z mundurka studenckiego poszedłem w mundur legionowy. Po wakacjach zapisałem się we Lwowie na kurs abiturientów Akademii Handl., jednakże wobec jakiejś zaraźliwej choroby (grypa?) wykłady zostały zawieszone bezterminowo, wróciłem więc do Tarnowa.

Ogólna sytuacja wojenna przedstawiała się wówczas już fatalnie dla państw centralnych i czuć już było, że Austria się rozleci. W Tarnowie było wówczas nas dwu oficerów legionowych – ja i Władek Dziadosz. Nawiązaliśmy obaj kontakty w Krakowie, ja z pułk. Roją a Dziadosz z PO W. Roja polecił mi zorganizowanie tajnej organizacji a Dziadosz otrzymał rozkaz zorganizowania POW. Porozumieliśmy się zgodnie i Dziadosz objął komendę obwodu tarnowskiego POW, a ja powiatu tarnowskiego. W krótkim czasie POW w mieście Tarnowie już funkcjonowała – nie pamiętam już, czy poza Tarnowem coś zdołaliśmy zorganizować. Rozpoczęły się musztry i ćwiczenia polowe.

Gdzieś wieczorem 27 lub 28 października doszliśmy z Dziadoszem do przekonania, że sytuacja dojrzała już do przewrotu. Ja zmobilizowałem mych peowiaków wieczorem w sali strzelnicy w parku tarnowskim, a Władek rozpoczął pertraktacje z oficerami Polakami z 20 p.p. austr. W strzelnicy zameldował się mi, ze swymi harcerzami, student Ciołkosz (późniejszy poseł – obecnie działacz socjalistyczny w Londynie). Podzieliłem wszystkich na plutony i jeden pluton wysłałem na stację kolejową dla rozbrajania przejeżdżających Austriaków a reszta ćwiczyła na sali musztrę. Otrzymałem wezwanie Dziadosza zgłoszenia się do mieszkania jakiegoś oficera austriackiego, Polaka, na ul. Chyszowską. Pozostawiłem zebranych w strzelnicy pod komendą ówczesnego st. sierż. leg. Bianchiego (zmarł w oflagu jako ppłk.) a sam zjawiłem się na ul. Chyszowskiej. Prócz Dziadosza było tam 7-miu oficerów, Polaków z 20 austr. p.p. Na zabraniu tym zapadła decyzja przeprowadzenia przewrotu w daną noc. Oficerowie 20 p.p. (por. Gebel i inni) ręczyli za swój pułk. Poza 20 p.p była jeszcze jedna czy dwie komp. wiedeńskiego p.p., które należało rozbroić niespodziewanie nad ranem. W pewnym momencie, przy omawianiu przejęcia władz cywilnych, postanowiono ściągnąć na tę odprawę inż. Pruchnika i dyrektora oddziału Banku Austriackiego. Ja poszedłem po tego dyr. banku a ktoś inny po inż. Pruchnika. Obaj stawili się na odprawę. Był moment, że zastanawiano się, czy nie odłożyć przewrotu, wobec tego, iż normalna porcja gotówki na wypłaty na pierwszego jeszcze nie nadeszła i mogłyby być trudności finansowe z samego początku działania. Jednakże po dyskusji doszliśmy do przekonania, że nie należy przewrotu odkładać, lecz tak go przygotować, aby o godz. 8 rano miasto w zupełności było w naszych rękach.
 Zdecydowano:

  1. Jedna komp. 20 p.p. ze swym dowódcą, obecnym na odprawie, ma być nad ranem zaalarmowana i ze mną jako polskim oficerem ma przeprowadzić rozbrojenie komp. wiedeńskiego p.p.
  2. Komendę garnizonu obejmie najstarszy oficer Polak, płk. Amirowicz i ja mam go ściągnąć na odprawę.
  3. Pisze się od razu pierwszy rozkaz polskiej komendy garnizonu (pisał adiutant 20 p.p. por. Gebel).
  4. Przejęcie władzy cywilnej przeprowadzą: inż. Pruchnik, dyr. banku i ppor Dziadosz.

 Ja wyskoczyłem znów i obudziłem w domu płk Amirowicza. Płk Amirowicz rozpłakał się prawie i powiedział, że nie przypuszczał, że za jego życia to się stać może i że jego takie szczęście będzie, że on będzie pierwszym polskim komendantem Tarnowa, natychmiast udaliśmy się na odprawę Z odprawy już zaraz wyszliśmy z d-cą komp. oraz jeszcze jednym oficerem, zaalarmowaliśmy kompanię i na zbiórce tejże przedstawiliśmy kompanii sytuację i zadanie kompanii. Kompania wzniosła okrzyk „niech żyje Polska”, zerwano z czapek bączki austriackie i kompania pomaszerowała do koszar zajętych przez kompanie wiedeńskie. Na ul. Wałowej, niespodziewanie, spotkaliśmy oficerów tegoż wiedeńskiego p.p. Oficerowie ci byli już pod wrażeniem wieści, iż na stacji peowiacy już rozbrajają wojskowych austriackich. Rozmowa trwała bardzo krótko. Oficerowie wiedeńscy powiedzieli, iż jeśli pozwoli się ich oddziałowi spokojnie wyjechać do Wiednia, pozostawiając im broń w co najmniej takiej ilości, by mogli się bronić w razie jakiejś napaści w drodze – to oświadczą swe desinteresment i użyją posiadanej broni tylko we własnej obronie. Oficerom austriackim zapewniono bezpieczeństwo ich oddziałów i oddziały te wyjechały z Tarnowa nawet z naszym konwojem bezpieczeństwa. W międzyczasie inna kompania austriacka wystawiła warty pod wszystkimi urzędami cywilnymi i wojskowymi oraz magazynami. Oddziały POW nie przepuszczały tak przez dworzec kolejowy, jak i wyloty drogowe żadnych uzbrojonych wojskowych austriackich. O godz. 8 rano delegacja zjawiła się u starosty tarnowskiego, Polaka. Tenże prosił o porozumienie się ze swymi władzami w Krakowie – jednakże przez długi czas nie otrzymał żadnych zarządzeń. W Krakowie, jeszcze do południa tego dnia garnizon i władze cywilne były jeszcze w rękach austriackich. Wiadomości z Tarnowa na pewno ułatwiły przewrót w Krakowie. Nie czekając na decyzje krakowskie, odbyło się szybko i sprawnie przejęcie całej władzy w mieście. Policję, ze względu na wrogie czy nieprzychylne stanowisko ludności do komendanta tejże, objął mój ojciec, tymczasowo. POW tarnowska została zorganizowana jako kompania, która następnie została włączona do nowo organizującego się 5 p.p. Legionów. Ja objąłem tę kompanię, która wkrótce zaczęła obejmować służbę wartowniczą ze względu na to, że 20 p.p. zaczął się powoli „rozłazić” do domu. W kilka dni później, w kasynie oficerskim dawnego austriackiego a obecnie polskiego p.p. odbyło się pożegnanie oficerów tegoż pułku, nie Polaków. Byłem tam jedynym oficerem legionowym na tej kolacji pożegnalnej i były d-ca mjr austriacki, mając przemówienie pożegnalne, wzniósł zdrowie na szczęście nowego 20 polskiego pułku piechoty i armii polskiej w me ręce, jako reprezentującego tę armię. Na przyjęciu tym był też por. austr. Gruszka z tegoż 20 p.p., który kilka tygodni przedtem nie chciał ze mną rozmawiać po polsku, zdarł orzełka legionowego z boku czapki austr. naszego legionowego kaprala i wyrażał się o „Legionsbandzie” i jej wodzu, który siedzi tam, gdzie powinien, to jest w kryminale. Podszedł do mnie mówiąc: „My się przecież znamy”. Powiedziałem, że karierowiczów austriackich nie znam i odszedłem nie podając mu ręki. W ciągu najbliższych dni, kompania tarnowska ze mną dołączyła do transportu 5 p.p. Legionów w czasie przejazdu tegoż przez Tarnów w drodze na Lwów. Jan Styliński Tekst relacji Stylińskiego stanowi ona pierwszorzędny materiał źródłowy. Styliński napisał ją na prośbę Czesława Lipińskiego, historyka-amatora interesującego się historią organizacji niepodległościowych w Tarnowie, bojami Legionów podczas I wojny światowej – zwłaszcza bitwą pod Łowczówkiem oraz konspiracją z okresu II wojny światowej.

Kazimierz Bańburski